Somewhere else...
Komentarze: 0
Do ostatniej przystani dobiłam, wysiadam, zostaję...
...odnalazłam Cię, odnalazłeś mnie...
Tylko miejski szum, natłok wrażeń, szukam znaku, który się okaże drogowskazem. Tym razem nie sięgam do książek, gazet, mam przeczucie, muszę uciec z uczuciem. Uciec w światło, w którym wszystko jest jasne, a ludzie cierpią przez swoje aspiracje. Jedyne takie święte miejsce, gdzie rozum przegrywa z duszą i sercem, a cały ten tercet wypowiada Twoje imię, poddałem się temu, jestem sam sobie winien, to minie minie tak szybko, tak łatwo, bo jesteś mą wiarą, nadzieją, zagadką, której nie umiem objąć rozumem, dlatego mam do niej taki szacunek. Może zwyczajnie brak mi taktu, ale...Wierzę w Ciebie, moje sacrum...
Chcę do jednego miejsca na ziemi, gdzie problemy przestają mieć znaczenie, do objęć, które akceptują me słabości, do nich pragnę, tylko do mej miłości. Jest na ziemi jedno moje małe miejsce, gdzie poza biciem serca nie liczy się nic więcej, uciekam tam z moją całą miłością, wierzę w Ciebie, wierzę w moje sacrum...
Sacrum bez konaktu z otoczeniem, oka mgnienie i mogę się przenieść w inny wymiar pozbawiony pancerza, w który codzienność bezwzględnie uderza. To błogostan, Panie, pobłogosław chwile, gdy każdy problem to błahostka, uciekam w moje świętości, objęcia tych, którzy akceptują moje słabości. Rodzina, o której zawsze marzyłem, dom który był zawsze azylem, miłość, to najpiękniejsze sacrum, więc nie traktuj jej jak kontraktu, który zrywasz, gdy dzień masz gorszy, kiedy gdy zyski znakowo są mniejsze niż koszty, sacrum je zmieni, lekki podmuch wiartu, to źródło, którego nikt nie może zatruć.
Bo niecierpię Meza, ale ta piosenka jest boska. A przynajmniej jej treść. Aż mi się łezka w oku zakręciła. Poważnie :P
Dodaj komentarz