Komentarze: 5
To jedna z tych chwil, kiedy mam ochotę schować głowę w piasek. Bo znów nie wiem czego chcę. Bo znów los zdecydował za mnie. Czytam notki sprzed miesiąca. Jeden fragment przetarł mi oczy i obudził głosik w mojej głowie, który krzyknął: ,,Dziewczyno, hamuj, chyba nie chcesz zakopać się w zobowiązania, uzależnienia i ograniczenia...?!". Nie chcę. Ale samo z siebie wyszło. Tak, jestem z M. Po prostu. Nie chcę go stracić, ale... wybrałam samotność. Dobrze mi z nią było. Pisałam...
,,Wiecie, na co mam ochotę? Zabawić się tak maksymalnie, bez rozumu, bez strachu: On zobaczy, i co wtedy...?. Dlatego właśnie nie chcę chłopaka. Teraz czas dla mnie i moich przyjemności. Wreszcie nie muszę myśleć nad każdym gestem/ ruchem/ słowem, wreszcie mogę kierować się swoimi ,,widzi mi się"(...) Wreszcie znów mogę żyć chwilą (...)"
Cholera. I nie zależy mi na nim. Dziś będziemy razem imprezować. Stwierdziłąm jednak, że zdepczę moralność i zrobię to, na co w danej chwili przyjdzie ochota. Nie chcę zobowiązań i ograniczeń. Nie przez niego. Nie teraz. Może wszystko rozwalę, może się obrazi i obróci do mnie plecami. Wtedy przeproszę i powiem: ,,Kochany, mówiłam, że nie chcę nikogo na stałe i chyba nie sądziłeś, że zmieniłam zdanie...". Niedelikatnie i brutalnie. Jednak skończyłam z teatrzykiem, w którym grałam rolę aniołka. Egoistycznie. Bawię się ludźmi. Nie mam jednak zamiaru w wieku szesnastu lat zachowywać się jak odpowiedzialna, zdecydowana, ustatkowana kobieta. Bo taką nie jestem. Choć chciałabym. Heh...