Tyle się działo, że nie wiem od czego zacząć. Może od przysłowia, któremu muszę przyznać słuszność- ,,Przyjaciół poznaje się w biedzie”. Jestem zła i smutna. Dobra przyznaję, jest w tym wszystkim częściowo moja wina (za dużo alkoholu. Aj ja głupia, mogłam Was słuchać!). Ale i tak zawiodłam się na nich… na tych teraźniejszych… może opowiem od początku.
Gdy w najlepsze imprezowałam z paczką Wakacje 2005, przyszli znajomi, z którymi miałam spotkać się dużo później. Oczywiście wyrwałam się do nich i jakoś tak się złożyło, że obie paczki siedziały razem. Mówiłam już, że się z wzajemnością nie znoszą? Paczka tamtych wakacji nagle gdzieś zniknęła, ale nawet nie wiem kiedy. Olałam to, choć zadzwoniłam do kolegi pytając, gdzie się podziali. Teraz nie pamiętam nawet co odpowiedział, ale coś w stylu, ze poszli na rynek do innych znajomych. A z Łukaszem… rączka w rączkę. Czułam się jak na naszej pierwszej wspólnej imprezie xD I było bosko. Nie wiem, może to alkohol. Ale jednak tęskniłam za nim… Gdy szliśmy w stronę miasta, spotkaliśmy mojego dobrego znajomego, którego wprost uwielbiam. Imprezowałam z nim ze dwa miesiące, nim jeszcze nie znałam paczki teraźniejszej. On był totalnie pijany i przypadkiem wytrącił Łukaszowi piwo. Ten, z resztą chłopaków rzucili się do bicia, jak jacyś psychicznie chorzy. Wszyscy ich odciągali, aż w końcu dali sobie spokój… Wkurzenie i alkohol to nie dobry kompan. Płakałam chyba z 10 minut jak z powrotem ruszyliśmy do miasta. Widział to jednak tylko mój kolega, bo nie miałam ochoty iść z resztą debilstwa. Owy kolega nam się zagubił i poszliśmy go szukać do parku, bo twierdził, że tam jest. W parku dowiedziałam się przypadkiem, że moja znajoma z paczki teraźniejszej mnie nie lubi, a po pierwsze sądziłam, że jest inaczej, po drugie ja lubię ją bardzo. Mówiąc krótko niezbyt mnie ta wiadomość ucieszyła, poprawiając moje wspaniałe samopoczucie. Powiedziałam, że nie idę na dyskotekę, bo chcę wracać do domu. A Łukasz co? Odegrał twardziela, takiego co to go nic nie obchodzi i razem z resztą poszedł w innym kierunku. Sama, w środku nocy, pijana totalnie wracałam do domu. Całą drogę się powstrzymywałam, ale gdy doszłam, usiadłam pod drzwiami i płakałam tam dobre kilkanaście minut. Dobrze, że chociaż do domu nie weszłam w takim stanie. Gdybym była trzeźwa, pewnie nie wylałabym ani jednej łzy. Wiem jednak, że nie było to bezsensowne płakanie o nic, bo tak przykro nie było mi już bardzo, bardzo dawno. Zadzwoniłam do znajomego z paczki Wakacje 2005 i spytałam gdzie są. Powiedzieli, że na rynku, na co ja, że zaraz do nich przyjdę. Wtedy mój były rzucił tekstem: Teraz przyjdziesz, co odwidziało ci się imprezować z Łukaszkiem? Rozłączyłam się i w ryk. Dodawałam już, że taka pijana poszłam do ojca do sklepu? Gdy mnie zobaczył wywalił gały i powiedział: Córeczko, szanuj się. Do dziś nie za bardzo wiem o co mu chodziło. Wracając jednak do tamtego wątku (mikia nie jesteś jedyną, o życiu której można napisać telenowele xD). Płakałam kolejne kilka minut, aż zadzwonił mój telefon. Odebrałam i kolega spytał gdzie jestem. Powiedziałam to samo, co 5 min temu, na co on, żebym przyszła do nich na rynek (to samo kazał mi zrobić wcześniej, ale wtedy wtrącił się mój były z jakże super tekstem, więc zrezygnowałam). Cała roztrzęsiona, zalana łzami podniosłam się ze schodów i ruszyłam do centrum. Chciałam doprowadzić się do porządku w drodze na rynek, jednak gdy tylko opuściłam teren mojego domu, ujrzałam te kilka osób z paczki Wakacje 2005. Wywalili na mnie gały i zaczęli pytać co się stało. Powiedziałam. Wiecie co? Kumpel, którego ostatnimi czasy traktowałam beznadziejne (kilkoma sytuacjami sobie na to zasłużył) zaczął mnie pocieszać. Śmiałam się przez łzy i byłam bliska kolejnego wybuchu płaczu. Tym razem dlatego, że okazali się prawdziwymi przyjaciółmi, a ja wcześniej pokazywałam im, że wolę tamte towarzystwo. Nie lubią dyskotek, jednak poszliśmy na jedną z nich, bo ja chciałam. Jedynie wspomniałam o propozycji dyskoteki, a już maszerowaliśmy w stronę rynku. Oczywiście w środku, w najlepsze bawił się Łukasz i cała reszta. Pomyślałam sobie wtedy: Nawet nie wiedziałbyś, gdyby mnie zgwałcono, pobito i rzucono w krzaki. Nawet nie napisałeś smsa z pytaniem, czy doszłam cało do domu. A starzy znajomi byli w szoku, że tamci puścili mnie samą w takim stanie i z takiego niebezpiecznego miejsca. Gdy Łukasz mnie zobaczył, podszedł i zaczął się przystawiać. Myślałam, że go rąbnę w głowę. Obróciłam się i udawałam, że go nie znam. Coś czuję, że czeka nas dziś poważna rozmowa. Oj, już mu wygarnę, niech się nie martwi. A kumpel, ten który był z nami w parku napisał mi w nocy: ,, Póki jestem pijany, powiem, że zawiodłaś mnie. Szkoda, że wyszło jak wyszło, bo on chciał cos więcej.” Jemu też wygarnę, niech tylko wejdzie na GG. Powiem Wam jednak, że mi też szkoda… Bo również chciałam coś więcej…
Dziś kolejna impreza i wątpię, żebym spędziła ją ze znajomymi z tegorocznych wakacji. A tak się na tą sobotę cieszyłam… Nic mi się nie chce, jednym zdaniem.