Najnowsze wpisy, strona 9


lis 05 2006 Oh no...!
Komentarze: 2

Wszystko się sypie. A może nie tyle sypie, co po prostu nie idzie po mojej myśli. Wszystko. M. zachował się jak kretyn i bardzo mnie to zabolało. K. ma dziewczynę i nie chcę jej wykopać [co zresztą wydaje mi się niemożliwe. Za bardzo się kochają.] J. zupełnie nie zwracał na mnie uwagi wczorajszego wieczoru. Jeszcze bardziej przez to mnie do niego ciągnie, choć nie jestem pewna, czy w ogóle chciałabym z nim być. A sobotnią imprezę mogę obdarzyć mianem najnudniejszej od pół roku. Święta nie zapowiadają sie ciekawie. Nauki od cholery, a chęci brak. Nie wiem czy to ta szarość i chłód, które goszczą za oknami mojego domu, czy naprawdę tak źle dzieje się w moim życiu.

miss-almost-grown : :
lis 04 2006 Love and destroy.
Komentarze: 6

Samolubny, dziecinny, bezwzględny cham. Nie wiem, jak mógł zrobić, co zrobił. A teraz nawet się nie odezwie. Że też przez jedną imprezę ktoś może stracić w oczach tak bardzo. I nie mam zamiaru po wczorajszych wydarzeniach nawet patrzeć w jego stronę. Nie wiem co chciał osiągnąć swoim zachowaniem, ale udało mu się sprawić, bym go znienawidziła. Najgorsze słowa przychodzą mi do głowy. Wszystko aż się we mnie gotuje. W dodatku jego kolega, K. jest boski -jak się wczoraj okazało- nie tylko z wyglądu. I warto zauważyć, że ma dziewczynę. Półtora roku ze sobą są [cóż za ironia losu, zupełnie jak M. ze swoją Byłą], tylko do cholery... widzę, że on ją bardzo, bardzo kocha. Cóż mi po tym, że powiedział: Wiesz, jesteś najładniejszą dziewczyną z wszystkich klas pierwszych, które przyszły w tym roku do naszej szkoły. Nie chcę być jakąś niszczycielką związków. Why życie jest tak skomplikowane :

miss-almost-grown : :
lis 02 2006 The thide is high.
Komentarze: 3

Interesujące rozmowy, które kiedyś miały miejsce codziennie. Już zapomniałam jak to jest być do końca sobą, nie mieć granic i mówić co ślina na język przyniesie. Nie bać się, że ktoś stwierdzi, iż masz niepokolei w głowie x] Robić z siebie głupka i flirtować, z uśmiechem na ustach wgapiając się w monitor. Tak, Ł. To nic, że ma dziewczyne. To nic, że to zwykłe, niepokrywalne żarciki. Warto czasami zamazać rzeczywistość. Przenieść się do świata, w którym nie liczy się nic oprócz uśmiechu. Tylko On rozumie ten mój świat. Nikt przed nim i po nim nie nadawał na tych samych falach. Zaczęliśmy wspominać ,,stare, dobre czasy". Moje pojechane teksty, które do dziś sprawiają, że kąciki naszych ust podnoszą się do góry. Nice było. Mam nadzieję, że kiedyś spotkam kogoś takiego jak on. A teraz bywajcie... zasypiam przed kompem.

miss-almost-grown : :
lis 01 2006 Death.
Komentarze: 2

Pozwolić umrzeć to narodzić się do życia. Rodzimy się i umieramy wiele razy – niektórzy nawet twierdzą, że codziennie, w każdej chwili. Co więc umiera? Co domaga się pogrzebu i żałoby? Jaka nowa miłość czeka za rogiem? Ludzie, którzy przez długi czas towarzyszyli umierającym, mówią i piszą zdumiewające rzeczy: że sposób, w jaki odchodzimy, zależy od tego, czy nasze serca są przytłoczone ciężarem niedokończonych spraw, niepożegnanych ludzi, czy wręcz przeciwnie – zamknęliśmy minione rozdziały życia. Wiele w nas niewypłakanej żałoby – po śmierciach bliskich, ale nie tylko. Po dziecku, które opuszcza dom, aby zacząć własne, dorosłe życie. Po rozstaniu z ukochanym, utracie pozycji w społeczeństwie, utracie pracy, wiary w siebie. Nieprzeżyte rozstania powodują, że z trudem przychodzi nam także rozstać się z własnym ciałem i z ufnością wyjść na spotkanie Tajemnicy. Tymczasem „śmierć jest całkowicie bezpieczna” – pisze w swoich książkach („Kto umiera?”, „Gdybyś miał przed sobą rok życia” – wydawnictwo Szafa 2001) Stephen Levine, terapeuta pracujący z umierającymi. Nie musimy umierać pokonani przez śmierć, przytłoczeni wyrzutami sumienia i poczuciem klęski. Możemy odejść w pokoju, przepełnieni wdzięcznością. Umierający mówili mu: „Niech pan nie traci ani sekundy, niech pan mówi ludziom, że ich kocha”, „Dlaczego wcześniej nie wiedziałem, że jedyne, co naprawdę się liczy, to głębokie porozumienie serc, dzielenie się miłością i przebaczeniem”. Co sprawia, że nie wiemy tego wcześniej? Jesteśmy przerażeni – pisze Levine. Jesteśmy zamknięci, opanowani przez tak wiele niepożądanych stanów umysłu, że aż kulimy się pod ich naporem. Przychodzi lęk – zamykamy się. Przychodzi zwątpienie – zamykamy się. Przychodzi gniew – zamykamy się. Przychodzi śmierć – zamykamy się. Otworzyć się i przeżyć wszystko, co jest do przeżycia. Chociaż spróbujmy. (...)

Żałoba to wchodzenie w ciemność. Z trudem podnosimy głowę i rozglądamy się wokół, uświadamiając sobie ból, jaki w sobie nosimy. Doświadczenie żałoby otwiera serce na życie i ludzi – na co dzień nie pozwalamy sobie na tak bezmierny smutek ani na inne nieprzyjemne uczucia. A przecież „głęboki smutek tkwi w każdym z nas”, pisze Levine. Jest w nas rozczarowanie i ból po stracie, nawet gdy nasi najbliżsi jeszcze żyją. Każda myśl ulega rozproszeniu, spala się każde uczucie, każde upodobanie, znikają doznania naszych zmysłów. Nieuchronny koniec czeka każde doświadczenie i każdy związek.

W swojej słynnej książce „Rozmowy o śmierci i umieraniu” (Media Rodzina 2005) psychiatra Elisabeth Kbler-Ross pisze o pięciu etapach charakterystycznych dla procesu umierania. To zaprzeczenie, gniew, targowanie się, depresja i akceptacja. Pisze, co się z nami dzieje, gdy musimy pożegnać się z życiem. Ale te pięć stanów umysłu dotyczy każdej straty. Zaprzeczenie oznacza odepchnięcie rzeczywistości, to cofanie się umysłu przed uznaniem prawdy o naszej nietrwałości, desperackie chwytanie się starego. Levine zetknął się z umierającymi, którzy mimo że przez miesiące, a nawet lata nieuleczalnej choroby mieli dość czasu na oswajanie się z myślą o śmierci, do ostatniej chwili nie wierzyli, że umrą. Wszyscy znamy stan gniewu. Sprawy nie toczą się tak, jak naszym zdaniem powinny. „Do diabła, to prawda, ale dlaczego musi być taka bolesna?”, „Dlaczego to przydarza się właśnie mnie?”, „Dlaczego życie musi być tak ciężkie, poplątane i frustrujące?”. Potem się targujemy, próbujemy wykupić z piekła, dać łapówkę Panu Bogu: „Jeśli stanie się po mojej myśli, wszystkie pieniądze przeznaczę na cele charytatywne”, „będę medytowała” itp. Wkładamy w negocjacje mnóstwo pracy, w końcu jesteśmy u kresu sił. Nie mamy dokąd pójść. Dotarliśmy do etapu depresji. Większość z nas obawia się depresji, tkwi w niej jednak ogromny potencjał, szansa na nowy początek. Depresja pozwala do głębi zrozumieć, jak bardzo jesteśmy bezradni. Panicznie boimy się tego stanu. Znaleźliśmy się w miejscu, z którego nie możemy dłużej kontrolować świata. Przygnębia nas podatność na zranienie i bezsilność wobec zmian. Gdy wychodzimy z depresji, pojawia się światło akceptacji. Akceptacja nie oznacza rezygnacji, która kojarzy się z klęską i wywołuje lęk, lecz potężną siłę serca otwartego w nawet najbardziej niesprzyjających okolicznościach. Skonfrontowaliśmy się z faktem własnej przemijalności, przeżyliśmy żałobę po tej części siebie, która wierzy, że może kontrolować rzeczywistość, wybierać przyjemne doznania, a nieprzyjemne odrzucać. Narodziła się osoba, która uczy się cieszyć dniem dzisiejszym i nie martwić jutrem. Uczy się umierać i rodzić na nowo każdego dnia. Jest coś, co w nas nie umiera nigdy – twierdzą mędrcy od początku świata. To miłość. Wszystkiemu, co nią nie jest, pozwólmy umrzeć.

 

* fragmenty genialnego artykułu ,,Pozwól, niech boli".

 

 

Bo uświadomiłam sobie pewne rzeczy.

miss-almost-grown : :
paź 30 2006 It's grey.
Komentarze: 2

Jeden z tych dni, w których masz ochotę kopać, wrzeszczeć i rozwalać wszystko, co pod ręką. Na szczęście z nikim się jeszcze nie pokłóciłam. Nerwy na wodzy i buzia na kłódkę. Jak to przetrwać, jak przetrwać to...

Bo jest szaro, nudno i pesymistycznie. Za dużo nauki, za mało słońca. Za dużo deszczu, za mało przespanych nocy. Za dużo Was, za mało mnie. I hate a fall. Niech minie szybko, szybko minie tak...

miss-almost-grown : :